Archiwa miesięczne: Wrzesień 2012

Jestem piękniejszy ~ G-Ri

Tytuł: Jestem piękniejszy
Pairing: G-Ri, side G-TOP
Gatunek: angst
Rating: R
Il. słów: ~1900
Sum.: Jiyong nie potrafił kochać.
a/n: Zła wena znowu przyszła <3

– Jestem taki piękny, Seungri. Jestem piękniejszy, kiedy cierpię.

0. Jiyong nie potrafi.

To takie smutne, nie wiedzieć, jak to jest „kochać”.
Jiyong wiedział. Wiedział, jak to jest kochać, ale nie znał tego uczucia.
Jiyong wiedział, co to jest miłość, ale nigdy nie kochał.
Nie potrafił.
To nie jest tak, że Jiyong nie próbował.
Wplątywał się w różne, nawet najbardziej infantylne i bezprzyszłościowe związki, by znaleźć miłość. Na początku nie zdawał sobie sprawy ze swojej ułomności – po prostu uważał, że to wina partnerów. To przez nich się zniechęcał, denerwowali go i nudzili. Nikt nie był wystarczająco dla niego dobry. Wszystkie kobiety były nieidealne, mężczyźni tak samo. Wszystko było zbyt nieidealne.

A Jiyong nie lubił nieidealnych rzeczy. Obrzydzały go i odpychały. Nie były dla niego. Pragnął w swoim życiu całkowitej perfekcji, niezależnie od tego, czy w danej chwili poświęcał się muzyce…
Czy miłości.

1. Jiyong lubi należeć i być pożądanym.

Patrzył na mnie, po trochu zdezorientowany, po trochu przerażony. Z drugiej strony jednak, był całkowicie opanowany i wyglądał, jakbym wcale go nie zaskoczył. Jakby spodziewał się tego pocałunku, który wymieniliśmy chwilę temu.
Nie chciałem tego. Nie chciałem dopuścić, by moje sekretne uczucie do Jiyonga wyszło na jaw. Ale kiedy pochylił się nade mną w ten prowokujący sposób, wydymając wargi, tak jak zwykł to robić, nie potrafiłem się powstrzymać. A może to była wina tego spojrzenia? Tego prowokacyjnego spojrzenia G-Dragona. „No dalej, zrób to, wiem czego chcesz i nigdy tego nie dostaniesz.”
– Hyung – szepnąłem, kiedy odepchnął mnie lekko.
– Maknae, ja… przepraszam. Mam kogoś.
Milczałem. Za jak głupiego mnie uważałeś, Jiyong? Myślałeś, że nie widzę tych ukradkowych spojrzeń wymienianych między tobą a Seunghyunem? Myślisz, że nie widziałem jak wasze dłonie ocierały się o siebie i jak on na ciebie patrzył, jakbyś był jego własnością i należał tylko do niego? I jak ty uśmiechałeś, niemo zgadzając się na to wszystko o czym mówił jego wzrok?
– Długo to trwa? – zapytał mnie cicho, jakby współczująco.
Widziałem jednak, że wewnątrz był z siebie dumny. Zadowolony z tego, że jest taki atrakcyjny, by podobać się aż dwóm heteroseksulanym mężczyznom. Chociaż ja wątpiłem, bym był heteroseksulany. Byłem czysto G-seksualny.
– Dwa lata – odszepnąłem, odwracając się.
Nie chciałem na niego patrzeć, nie po takim upokorzeniu.
– Maknae, przykro mi…
Jego dłoń dotknęła mojego ramienia, ale strząsnąłem ją lekko.
– To nie twoja wina.
– To niczyja wina – odparł.
Szczerze w to wątpiłem.

2. Jiyong nie lubi być opuszczany.

– Maknae – Jiyong jakby odetchnął z ulgą, pochylając się nad kartką papieru.
– Przyszedłem zobaczyć, jak się czujesz.
– Lepiej – powiedział cicho, nerwowo obracając w palcach długopis.
Ciężko mi było patrzeć na niego w takim stanie, podenerwowanego i zestresowanego, pełnego wątpliwości. Jiyong taki nie był. Prędzej by umarł, niż pozwolił nam patrzeć na jego wahanie. Był obsesyjny i wszyscy to wiedzieli, a jedną z jego perfekcjonistycznych obsesji było zostanie doskonałym liderem. Trzymał się tego i nie odpuszczał, nie ważne co się działo. Teraz jednak wyglądał inaczej, zupełnie inaczej. Wyglądał, jakby był zniszczony.
– To dobrze.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji; to zawsze on nas pocieszał, był naszym oparciem. Krzyczał, byśmy wzięli się w garść, albo koił nasze obawy w swoich ramionach. Teraz, był bezsilny.
– Chyba tak – szepnął i odłożył na bok długopis, po czym wziął do ręki gitarę.
Przysiadłem na brzegu jego łóżka, obserwując go uważnie. Zagrał parę prostych melodii, co chwilę coś zapisując i nucąc pod nosem. Nie wyglądał jednak jak zwykle gdy pracował – nie był skupiony, roześmiany i energiczny. Nie machał rękami, krzycząc jaki cudowny ma pomysł. Nie przekreślał gwałtownie kolejnych nut, przeklinając głośno. Nie pisał z entuzjazmem i pośpiechem, jak zwykł robić. Nie. Był spokojny i beznamiętny, co przeraziło mnie najbardziej. Ale gorsze było to, co wypłynęło z jego ust chwilę potem.
– To jest bez sensu – mruknął i zrzucił z kolan gitarę.
Upadła na podłogę z głośnym hukiem.
– O czym ty mówisz, hyung? Czasami zdarza się, że pisanie nie idzie ta…
– Nie o to chodzi – prychnął.
Nie był jednak poirytowany. Był smutny.
– A o czym? – zapytałem niepewnie, nie do końca wiedząc, jak się zachować.
– O nas.
Te dwa słowa zawisły w powietrzu, a ja przygryzłem wargę, byleby tylko poczuć ból. „Nas”? Było jakieś „nas”? Myślałem, że…
– Big Bang umiera, wiesz o tym.
Oh. Takie „nas”.
– To wszystko nie ma już dłużej sensu – kontynuował. – Tyle pracy w nas włożyłem, a mimo to, dzieje się to co się dzieje, Seungri.
– Przejdzie…
– Nie. Bez sensu.
Nieprawda, on nie miał racji. Mylił się, Jiyong się mylił. To nie mogło się tak kończyć, przecież nikt tego nie chciał. Więc czemu on tak mówił? Czemu uważał, że nasze życie, bo tym był ten zespół, nie ma więcej sensu? Przymknąłem oczy, próbując odegnać od siebie gniew i rozpacz.
Gniew, bo on nie miał prawa tak mówić, czy był liderem czy też nie.
Rozpacz, bo mimo wszystko, miał trochę racji.
– Nie mów tak, hyung. Powinieneś w nas wierzyć…
– A jak mam to robić? – zacisnął palce tak mocno, że prawie cała jego dłoń zbielała. – Myślicie, że jak się czułem, przez ten cały czas? Mówiliście, że jesteście moimi przyjaciółmi, a zostawiliście mnie. Opuściliście. Wiem, że jestem trudny i ciężko mnie znieść, ale to nie powód, żeby mnie całkowicie opuszczać. Nawet Youngbae. Nawet ty.
– Hyung, nie…
– Tak jest, do cholery! – Podniósł się tak gwałtownie, że musiałem odchylić się do tyłu. Wyglądał, jakby w każdej chwili miał się na mnie rzucić z pięściami. – Nie widzisz tego, bo sam to robisz! Wszyscy udajecie świętych, mówicie, że jesteście zajęci i macie do tego prawo, a ja zdaję sobie z tego sprawę, ale przesadzacie! Ja też byłem zajęty, zawsze byłem zajęty, Seungri. To ja sklejałem nasze piosenki, nie spałem tygodniami, żeby płyty się udały. Pisałem teksty, pracowałem na nasz sukces, a wy tak mi się odwdzięczacie? Beze mnie bylibyście nikim – krzyknął, po czym chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju, a potem z mieszkania.
Gniew, bo nie miał prawa tak mówić.
Poczucie winy, bo miał całkowitą rację.

3. Jiyong nie lubi być okłamywany.

– Uspokój się! Hyung, hyung!
Przytrzymałem go za ramiona, a on odepchnął mnie tak mocno, że przewróciłem się na brudną od ziemi podłogę. Obok mnie leżało… wszystko. Wszystko co Jiyongowi udało się zrzucić z półek i pozostałości po wszystkim, co udało mu się zniszczyć. A ja stałem na jego drodze i byłem następny w tej destrukcyjnej grze.
– Hyung, przestań!
Uklęknął koło mnie i myślałem, że coś mi powie, że na mnie nakrzyczy żebym nie wtrącał się w nieswoje sprawy, że mnie uderzy, cokolwiek. Ale on ukrył twarz w dłoniach i nagle jego ciało się zatrzęsło. Przerażony, znów złapałem go za ramiona.
Jiyong nigdy nie płakał.
– Hyung, co się stało?
Nie mówił nic, ale nie było cicho – pokój wypełniał odgłos jego szlochu. Chwytał mnie za serce i ściskał je tak mocno, że cierpiałem z Jiyongiem, mimo że nie wiedziałem co się działo.
– Hyung?
Wyszeptał coś niezrozumiałego i znowu zaniósł się płaczem. Wyglądał jak dziecko, które zepsuło swoją najlepszą zabawkę. Taki niewinny i bezbronny, po utracie najważniejszej dla siebie rzeczy…
– Zostawił mnie, zdradzał mnie.
Przez pierwszą chwilę nie miałem pojęcia, o czym mówi, ale potem do mnie dotarło.
– Chodzi ci o…
– Czy ja jestem aż taki zły, Seungri?
Pokręciłem gwałtownie głową, mimo że nie mógł tego zauważyć. Ale chyba to jakoś wyczuł, bo zaśmiał się chłodno i drwiąco.
– Nie wiesz nic o mnie, skoro tak uważasz. Jestem okropny.
Tak szczerze uważałem to samo. Jiyong był koszmarny, nie dało się z nim wytrzymać, ale to była właśnie część jego nieznośnego uroku. Kim byłby ten mężczyzna, bez egoistycznego i aroganckiego G-Dragona w sobie?
– Nie jesteś.
– Jestem złym liderem, złym człowiekiem, złym partnerem.
– Nie jesteś.
Jedyne co potrafiłem, to ciągle to powtarzać. Ale wiedziałem, że to wystarczy, ponieważ szczerze wierzyłem w moje słowa.
– Nie masz podstaw, żeby tak mówić – szepnął i otarł swoje policzki.
Wyglądał pięknie, z takimi zaczerwienionymi od płaczu oczami, napuchniętymi ustami i strużkami łez na skórze. Może to było dziwne, ale podobał mi się taki. Po raz pierwszy nie był idealny i widać było, że też jest człowiekiem.
– Ty też nie masz podstaw, by mówić w ten sposób. Jesteś znakomitym liderem, sam mówiłeś, że gdyby nie ty, nie zaszlibyśmy tak daleko. Mimo, że potrafisz zachowywać się jak prawdziwy dupek, wszyscy wiemy, że masz dobre serce, hyung – powiedziałem, po czym dodałem już nieco ciszej. – I jestem pewien, że jesteś dobrym partnerem.
– Nie potrafię kochać. Jestem nie do zniesienia, bo nie potrafię kochać.
Przełknąłem ślinę.
– Nie rozumiem.
– Tu nie ma nic do rozumienia, Seungri. To nie jest żadna metafora, czy gierka słowna. Nie potrafię kochać, nie mam w sobie tego uczucia – westchnął, a po jego policzkach znów spłynęły łzy. Ledwie powstrzymałem odruch, by je otrzeć. – Nie ważne jak bardzo się staram, nie potrafię kochać.

4.Jiyong walczy.

Wyglądał na spokojnego, ale widziałem, że się denerwuje.
– Po prostu trzymajcie się pozycji! – syknął, ale nikt go nie słuchał.
Nikt poza mną.
– Dlaczego mnie nie słuchają – mruknął ze zrezygnowaniem.
Ale obydwoje wiedzieliśmy, czemu go nie słuchają. Nikt w Big Bang nie chciał go jako lidera. Po tych wszystkich spięciach, skandalach i prawie rozpadzie zespołu, nikt nie chciał go widzieć, ani słuchać jego rozkazów, nawet jeżeli były sensowne. Zawsze były. Ale on się nie poddawał, walczył i parł do przodu, jak gdyby nigdy nic.
– Damy radę, fighting! – krzyknął.
Nie uzyskał odpowiedzi.

5. Jiyong lubi cierpieć.

– To takie złe, maknae – szepnął, a ja po raz drugi w całym swoim życiu widziałem, jak płacze.
Tym razem bez zastanowienie otarłem łzy z jego twarzy, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Uśmiechnął się smutno po kilku minutach i powtórzył:
– To takie złe, maknae.
– Co jest złe, hyung?
– Mój związek z depresją. Gorzki związek, miłość platoniczna, rzekłbym.
– Przestań, nie jest źle być smutnym albo przywyknąć do smutku.
Jiyong roześmiał się i przeraziłem się, bo ten śmiech nie należał do niego. To nie był Jiyong, to nie mógł być on.
– Owszem, to nie jest złe. Źle jest wtedy, kiedy pokochasz ten smutek.
– A kochasz go? – zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
Pokiwał głową i znów się rozpłakał.

6. Jiyong potrafi.

Patrzyłem jak przemyka pomiędzy ludźmi, jak odnajduje się w tłumie.
Obserwowałem jego ruchy pełne gracji, kiedy sięgał po kieliszek szampana i sunął, by wdać się w rozmowę z jakąś osobistością, której nazwiska nie znał. Jiyong zawsze był silnikiem napędowym YG i dalej to robił, mimo, że wszystko się zmieniło. Miał gdzieś Big Bang, miał gdzieś mnie i miał gdzieś karierę. Uśmiechał się i nie był to uśmiech bólu, ale uśmiech szczery i szeroki, zero fałszu.
– Jadę do Japonii na parę miesięcy, muszę odpocząć – szepnąłem do niego, kiedy znalazłem się wystarczająco blisko.
– Oh, ode mnie? – zapytał beztrosko.
Skinąłem głową, a do moich oczu napłynęły łzy.
– Jasne, rób co chcesz. Reklamuj Big Bang, będziemy mogli wypromować dobrze singiel.
Znów kiwnąłem głową, po czym odwróciłem się i odszedłem, nie mówiąc nawet, że za godzinę mam samolot.
Nie byłem już mu potrzebny, skoro znalazł swoją nową miłość.

– Tak bardzo kocham cierpieć, Seungri. To aż boli, tak bardzo to kocham.
– Chciałeś kochać.
– Tak. Tak, nareszcie.